Polskie drobiarstwo zaczyna „dusić się” od nadprodukcji mięsa drobiowego

Wielu producentom drobiu w Polsce grozi bankructwo! Eksperci są w tym względzie raczej zgodni. „Wydaje się, że czeka nas fala upadłości, przy czym wiele firm będzie musiało wycofać się z rynku” – twierdzi M. Szymyślik, dyrektor ds. strategii KIPDiP w Poznaniu.

Zamknięcie w Polsce hoteli, restauracji i barów oraz znaczący spadek eksportu drobiu do naszych głównych importerów (Niemiec, Francji i W. Brytanii) spowodował, że od kilku tygodni – zamiast do zagranicznych odbiorców – do magazynów w zakładów drobiarskich trafia tygodniowo połowa produkcji, czyli ok. 25-30 tys. ton mięsa drobiowego o wartości ok. 100-125 mln PLN. Czy w tej sytuacji zakłady wylęgowe będą nadal lęgły dziesiątki milionów piskląt tygodniowo, a fermy tuczu będą je regularnie odbierały? Raczej jest to wątpliwe…

Otwartą pozostaje też kwestia: ile zakładów drobiarskich upadnie, w jakim okresie czasu i które z nich powrócą do dawnej produkcji, a jeśli tak, to kiedy. Czy produkcja mięsa drobiowego najpierw stanie w mniejszych firmach, czy też w tych większych? Problem jest dodatkowo skomplikowany, ponieważ część zakładów drobiarskich w Polsce ma swoich zagranicznych właścicieli i to oni mogą zadecydować o dalszej działalności. Wydaje się, że ze względu na niską cenę zbytu produkowanego w Polsce mięsa drobiowego produkcja drobiarska pomimo wszystko będzie w Polsce nadal kontynuowana, ale może w nieco mniejszej skali.

Pojawiają się też opinie, że dalsze uporczywe produkowanie mięsa drobiowego „na magazyn” jest pozbawione sensu i należy w pierwszej kolejności ograniczyć produkcję piskląt, przynajmniej o 40-50%. Już teraz wielu producentów kurcząt brojlerów rezygnuje z odbioru zamówionych piskląt!

Sprawdź też nowy
numer miesięcznika
Okładka numeru 9/2024

Partnerzy

Zakup czasopisma